Lidka, którą grasz w serialu „Odwróceni. Ojcowie i córki”, to policjantka, która zatrzymuje groźnych przestępców. Jak przygotowywałaś się do tej roli?
Zaczęło się od spotkania z byłym funkcjonariuszem służb specjalnych. Opowiadał o mafii, pokazywał też, w jaki sposób można w dwie sekundy „sprowadzić do parteru” kogoś, kto waży o siedemdziesiąt kilogramów więcej. Miałam też wyczerpujące treningi, podczas których padały najróżniejsze komendy, np. „gleba”. Chociaż wcześniej ćwiczyłam crossfit, następnego dnia nie mogłam wstać z łóżka. Bolały mnie wszystkie mięśnie. O istnieniu niektórych z nich nie miałam pojęcia.
Gdy już się oswoiłam ze wszystkimi policyjnymi komendami, pojechaliśmy na strzelnicę. Byłam przekonana, że zaczniemy od „ślepaków”. Okazało się jednak, że mam obok siebie policjanta i od razu będę ćwiczyć na ostrej amunicji. Świadomość, że ładujesz broń ostrą amunicją, a nie ślepakami, sprawiła, że poczułam ogromny stres. Pociły mi się dłonie. Strzelałam różnymi seriami, z daleka, z bliska, z chowaniem broni do kabury, więc miałam ręce sine od odrzutu. Odpowiednie ustawienie nóg, szyi i palców powodowały też napięcie całego ciała. Byłam bardzo skoncentrowana, bo podobno raz na tysiąc przypadków broń może wystrzelić w zupełnie inną stronę, a źle schowana do kabury może ci odstrzelić nogę.
Na szczęście na strzelnicy obyło się bez przykrych przygód. Pewnie jeszcze sama pracowałaś nad formą w domu?
Skąd wiedziałaś? Rzeczywiście, kupiłam sobie piłkę do ćwiczeń i ciężarki, biegałam. Starałam się być rozciągnięta, chciałam, żeby moje ciało było gotowe do pracy i roli policjantki. Chodziłam też na squasha, bo doskonali elastyczność i koordynuje ruchy całego ciała. To było mi potrzebne, aby na dużym ekranie wzbudzić w widzach poczucie, że naprawdę jestem policjantką. Swoją drogą, i tak po całym dniu na strzelnicy trzęsły mi się nogi.
I myślałaś sobie: czy ja po to zostałam aktorką?
To jest zabawna sytuacja, bo ja po liceum chciałam zostać policjantką! Nie chodziło mi jednak o to, żeby mieć broń, tylko o to, by pilnować porządku. Najpierw planowałam, żeby na rok pójść do wojska, nauczyć się dyscypliny. Potem chciałam zdawać na bezpieczeństwo narodowe na Uniwersytecie Jagiellońskim i jednocześnie pracować jako zwykła, szeregowa policjantka.
Ale zmieniłam plany, bo moja koleżanka, która wybierała się na projektowanie, powiedziała: „Ty jesteś taką aparatką, może poszłabyś na aktorstwo do tej samej szkoły co ja?”. „Aktorstwo? Po co komu taki trudny zawód?” – pomyślałam w pierwszej chwili. Później jednak zaczęłam przekonywać się do tego pomysłu. Powiedziałam mamie: „Nie idę do policji, spróbuję się dostać do którejś z najlepszych państwowych szkół aktorskich”.
Co ona na to?
Zrobiła wielkie oczy. Była zdziwiona, że postawiłam sobie taki cel bez żadnego przygotowania. Bardzo mnie wspierała. Na przygotowania do egzaminów przeznaczyłam cały rok. Uczyłam się monologów, śpiewu, wzięłam lekcje z podstaw tańca. Do Akademii Teatralnej w Warszawie dostałam się za drugim razem. Na egzaminie miałam zagrać głuchoniemego animatora kultury. Sama już nie wiem, jak to zrobiłam, ale najwyraźniej poszło mi dobrze.
Szykując się do roli Lidki, obejrzałam pierwszy sezon „Odwróconych”, czytałam o grupach przestępczych w Polsce. W trakcie zdjęć towarzyszyli nam prawdziwi antyterroryści w kominiarkach.
Po zakończeniu pracy nad serialem nie myślisz czasem, że jednak mogłaś pójść do policji?
Mam takie myśli tylko wtedy, gdy stoję w korku, bo jako policjantka mogłabym sprawniej pokierować ruchem i tymi kierowcami bez wyobraźni. A tak poważnie to lubię w aktorstwie to, że wszystko zależy ode mnie. A ja lubię mieć kontrolę nad własnym życiem. Aktorstwo i role, jakie dostajemy, poniekąd spełniają nasze pragnienia i marzenia o wcielaniu się w różne postaci i zawody. Jest to poniekąd abstrakcyjne, że mogłam w „Odwróconych” zagrać policjantkę i zaspokoić pewne niezrealizowane plany sprzed lat.
Jak ci się pracowało u boku Artura Żmijewskiego, który jest twoim serialowym ojcem?
Przełomowy był dla mnie pierwszy dzień na planie. Wszyscy się znali z poprzedniego sezonu, a ja byłam nowa. To było dla mnie stresujące. Starałam się więc po prostu dobrze robić, co do mnie należało, po zdjęciach żegnałam się i szłam do domu. Jednak z czasem między mną a Arturem wytworzyła się więź sympatii. Mówiłam do niego „tatusiu”, a on do mnie „córuniu”, w ogóle nie zwracaliśmy się do siebie po imieniu. Było bardzo zabawnie, zresztą jak z całą ekipą!
Sporo zdjęć mieliśmy w mieszkaniu Lidki, w bloku. W przerwach między ujęciami staliśmy razem na balkonie i sporo się o sobie dowiadywaliśmy. Cieszę się, że mogłam zagrać u boku tak utalentowanych aktorów jak Artur, Małgosia Foremniak, Robert Więckiewicz i reszta obsady.
Chwalisz atmosferę na planie „Odwróconych”. A czy spotkały cię np. w szkole aktorskiej jakieś nieprzyjemne sytuacje?
Kiedy zdawałam do szkoły aktorskiej, miałam luźny, sportowy styl. Chodziłam głównie w trampkach, dżinsach i T-shirtach. Osoby, które mnie przygotowywały do egzaminów, mówiły, że będę musiała ten styl zmienić. Że powinnam włożyć sukienkę i szpilki. I że najlepiej, żebym była fajną, miłą, uśmiechniętą dziewczynką.
Posłuchałam, ale podczas studiów w tych szpilkach i sukienkach nie chodziłam. Nauczyciele dostrzegli we mnie pazur i docenili, że go mam. Zresztą gdy poszłam na casting do „Odwróconych”, początkowo nie brano mnie pod uwagę do roli Lidki. Zaczęłam od prób do roli Pati, dziewczyny Blachy. Okazało się jednak, że moja powierzchowność i mój charakter to dwie różne rzeczy. Po dwóch miesiącach zaproszono mnie na dalszy casting, ale już do roli Lidki.
Okazało się, że nie tylko jesteś ładna, ale i masz osobowość?
Ładnie to ujęłaś. Dziękuję! Powiem tak – gdy potrzeba, potrafię tupnąć nogą. Uważam, że każda kobieta powinna to robić, gdy na coś się nie zgadza.
O, masz nie charakterek, ale i spory apetyt na granie.
Doceniam to, co dostaję. Cieszę się z tego, co jest tu i teraz. Jak przyjdą kolejne ciekawe propozycje, będę dalej z dystansem podchodzić do zawodu, jak najlepiej wykonywać swoją pracę i ekscytować się nowymi rolami. Lubię to. Po prostu.
Joanna Balasz. Opolanka, ma 27 lat. Absolwentka Akademii Teatralnej w Warszawie. Grała w filmach „Nina” i„Miłość jest wszystkim” oraz w serialu „Wojenne dziewczyny”. W „Odwróceni. Ojcowie i córki” wcieliła się w postać policjantki Lidki.
Angelika Swoboda. Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Zaczynała jako reporterka kryminalna w "Gazecie Wyborczej", pracowała też w "Super Expressie" i "Fakcie". Pasjonatka psów, mądrych ludzi, kawy i sportowych samochodów.