Współcześni gangsterzy? Zamiast bicepsów, "fury, skóry i komóry", znają się na informatyce i księgowości

redakcja
14.02.2019 13:30
A A A
Robert Więckiewicz - BLACHA, 'Odwróceni 2'

Robert Więckiewicz - BLACHA, 'Odwróceni 2' (PiotrLitwic.com/Ania Kowalewska)

20 lat temu policjanci jeździli do pięciu zabójstw mafijnych dziennie, a po ulicach biegali gangsterzy z bronią. Zdaniem Janusza Szostaka, dziennikarza zajmującego się tematem światka przestępczego w Polsce, mafii już nie ma. Teraz przestępcy chodzą w białych kołnierzykach, oszukują na podatkach i wyłudzają dotacje unijne.

Około 1997 roku pracowałam latem w jednej z warszawskich restauracji serwujących cieszące się uznaniem steki. Do dzisiaj pamiętam “chłopców z miasta”, którzy radzili sobie z nimi bez użycia noża. Żołnierze z gangów wyglądali tak, że nikt nie miał złudzeń, kim są. Czy współcześni gangsterzy też są tak charakterystyczni?

Janusz Szostak, dziennikarz śledczy, wydawca czasopisma “Reporter”, autor książek o mafii: Teraz już ich tylu nie ma. Okres gangsterstwa w Polsce zaczął się w 1990 roku po słynnej strzelaninie w hotelu George, a skończył w 2004 roku, kiedy aresztowano „Korka” - ostatniego z największych bossów mafijnych - za gigantyczny przemyt kokainy.

Ja doskonale te czasy pamiętam, bo zajmowałem się wtedy pisaniem o mafii w „Expressie Wieczornym”. Przestępczość zorganizowana była wtedy powszechna w całej Polsce, gangi były w każdym nieomal miasteczku. Oni rzeczywiście bardzo charakterystycznie wyglądali. Do gangów trafiali ludzie inteligentni, ale większość to byli prości chłopcy, którzy chcieli szybko zarobić duże pieniądze. Imponowali im starsi koledzy i ich życie.

Rozmawiałem niedawno z „Bajbusem” z gangu mokotowskiego, który opowiadał mi o swoich ludziach. Brał ich z wiosek, niektórzy nie potrafili się nawet podpisać, nie mieli prawa jazdy, nie wiedzieli, co to paszport. Wtedy tak to wyglądało, więc trudno od nich było wymagać manier, czy obycia towarzyskiego. Z czasem nabywali ogłady, trafiali na salony.

W latach dziewięćdziesiątych było modne i dobrze widziane w towarzystwie, znać medialnych gangsterów z Pruszkowa: “Masę”, “Kiełbasę”, “Parasola” czy “Pershinga”. Z “Nikosiem” znali się popularni aktorzy, fotografowali się z nim. Politycy zapraszali bossów na imprezy, wspólnie pili. Gdyby wtedy były już smartfony, to wybuchłoby mnóstwo skandali. Ale - na szczęście dla niektórych - nie ma zbyt wielu zdjęć z tych spotkań.

Skoro 2004 rok uznaje się za datę schyłku przestępczości zorganizowanej, to znaczy, że teraz mafii już nie ma?

Nie ma zorganizowanych organizacji przestępczych mających znamiona mafijności.

Dlaczego one w ogóle powstały?

„Pruszków” czy „Wołomin” powstały na gruzach PRL-u. Wielu milicjantów i SB-eków nie przeszło weryfikacji. Wcześniej część z nich inwigilowała, rozpracowywała grupy przestępcze. Wniknęli w te środowiska, później nimi nawet sterowali.

W połowie 1988 roku zmieniły się przepisy, weszła większa wolność gospodarcza, można było zakładać działalności gospodarcze, otwierać kantory, wyjeżdżać za granicę, nastał wolny rynek. A on sprzyjał przestępczości. Było kogo okradać, bo przecież przestępcy nie porywaliby się na firmy państwowe, bo to oznaczało problemy. Co innego prywaciarze, sklepikarze, restauratorzy - pojawiły się idealne ofiary. Prawie wszystkie warszawskie lokale musiały płacić haracze.

Powstaniu mafii sprzyjało nieprzystosowane prawo, brak środków i metod do walki z nią. W policji na początku nie było pieniędzy, żeby zatankować zdezelowanego poloneza, a co dopiero walczyć z ludźmi, którzy mieli duże fundusze, sprzęt, szybkie samochody, doskonałą organizację i łączność.

Zmieniło się prawo, policja stała się skuteczniejsza, lepiej wyposażona. Po 2004 roku nie zdarzało się już, żeby bandyci biegali po Warszawie z kałaszami i strzelali do siebie.

A wcześniej?

Wcześniej to było nagminne. Rozmawiałem niedawno z Markiem Dyjaszem, który był Szefem Wydziału Zabójstw Komendy Stołecznej Policji w owym czasie i on mi mówił, że jednego dnia potrafili wyjeżdżać do czterech-pięciu mafijnych zabójstw, gangsterskich porachunków. Ogromna skala, prawda?

Sam pamiętam, kiedy w Ogrodzie Saskim [park miejski w centrum stolicy - przyp. redakcji] w Warszawie byłem świadkiem pogoni i strzelaniny. Byłem w szoku. Bandyci byli bezkarni, a policja niewiele na początku robiła.

Byli gangsterzy z “Mokotowa”, z którymi rozmawiam, twierdzą, że na trzech policjantów w Komendzie Stołecznej dwóch było w tamtych czasach skorumpowanych. Mafia padła, bo wyłapano bossów - trafili za kratki. „Mokotów” - ostatni gang na skalę ogólnopolską - nie pozwolił na reaktywację „Pruszkowa”, „Wołomina” i dobił „Żoliborz”. W pacyfikacji mafii bardzo pomogła także instytucja świadka koronnego - pozwalająca rozbić lojalność i solidarność gangsterów.

Narkotyki, prostytucja, przemyt, kradzieże - dalej są, ta sfera życia nie zniknęła.

Tak, ale zajmują się nią mniejsze grupy, którymi ktoś zarządza, ale nie są to gangsterzy w typie “fura, skóra i komóra”. To może być osoba wyglądająca jak przedsiębiorca. Ba, to nawet może być przedsiębiorca, który prowadzi także inne, legalne biznesy. Przestępcy noszą teraz białe kołnierzyki, to są inni ludzie. Inne są także obszary ich działalności - już nie napadają, nie wymuszają haraczy. Za posiadanie broni można dostać trzy lata. Po co ryzykować? Teraz przestępcy wchodzą w wyłudzanie VAT-u, dotacji unijnych, przestępstwa teleinformatyczne. Ale biegania z kałaszami, egzekucji już nie ma. Wolą łatwe i pewne pieniądze, które można sprawnie wyprać, a przestępstwa te z reguły nie są obarczone wysokimi karami.

Niedługo czeka nas wychodzenie bossów zza kratek. W maju wychodzi “Korek”. Ciekawe, co się będzie działo. Może będą próbowali reaktywować grupy przestępcze? Ale raczej nie ma szans na powrót do przeszłości. Te osoby są bacznie obserwowane, inwigilowane przez policję. Zdając sobie z tego sprawę, ludzie ci będą szukali dla siebie miejsca w innych obszarach niż tradycyjna przestępczość.

Mafia i jej przywódcy budowali swój autorytet na sile. Jak współcześnie zarządza się przestępcami?

Teraz nie potrzeba siły, nikogo nie trzeba motywować, dopingować do pracy. Obecnie siła nie jest najważniejszym walorem. To nie te czasy, gdy młodzi ludzie, tacy jak choćby „Masa” ćwiczyli po to, żeby zdobyć pozycję w grupie. Trzeba było wykazać się nie tylko lojalnością, gotowością na wszystko ale i siłą. Dziś bardziej przydatna jest na przykład wiedza informatyczna czy z zakresu księgowości niż potężne bicepsy. A motywacją są szybkie i łatwe pieniądze, które niemal same wpadają do ręki.

Czy polskie seriale i filmy trafnie pokazywały mafijną rzeczywistość?

Nie zawsze i nie do końca. “Odwróceni” musieli spełniać walory rozrywkowe. Nie jest to zła z punktu widzenia oddania realiów produkcja. Natomiast filmy Patryki Vegi to w moim odczuciu komedie, bajeczki, całkiem obok rzeczywistości, spłycające ludzkie tragedie. Prawda nie była zabawna, była o wiele brutalniejsza. Najbliższe prawdy były moim zdaniem „Psy” i „Ekstradycja”. Ale na dobrą sprawę nie było u nas filmów na miarę „Narcos” czy „Gomorry”. Chociaż zapewne znalazłby się materiał na dobry i bliski realiom film.

Jaka była pozycja kobiet, które krążyły wokół mafiozów w tamtych latach?

Napisałem książkę „Byłam dziewczyną mafii” o kobiecie, która była przez kilka lat związana z ludźmi z „Mokotowa”. Jej historia nie pozostawia złudzeń, co do roli kobiet u boku gangsterów. Skoro ten czy inny gangster miał drogi dom i najlepszy samochód, to musiał też mieć piękną partnerkę. I to była jedyna rola tych dziewczyn - być pięknymi. Dziewczyny w tych strukturach nie pełniły żadnych innych ról, łącznie ze “Słowikową”, która kreuje się na kobietę mafii. Były żonami, dziewczynami, kochankami swoich partnerów i to wszystko. Imponowały im pieniądze i gangsterski prestiż partnerów. Często jednak były zastraszone lub pogodzone z losem.

Gangsterzy nie mieli potrzeby imponowania kobietom?

Oni nie musieli im imponować, bo nie mieli problemu z ich zdobywaniem - mieli naprawdę dużo partnerek. Mówiąc brutalnie o tamtych czasach, wtedy działała zasada: są pieniądze, są kobiety.

“Masa” opowiadał mi, że interesowała się nim pewna miss, przyjeżdżała do Warszawy, chciała z nim chodzić za rękę po Łazienkach [park w Warszawie, przyp. redakcji] i rozmawiać. A on, tak mi tłumaczył: Nie miałem na to czasu, TIR-y musiałem okradać. Kobiety były traktowane przedmiotowo, a o znaczącej roli w tamtych czasach w ogóle nie ma mowy.

Skoro polska policja tak skutecznie sobie poradziła z mafią, to dlaczego służby w innych krajach np. we Włoszech nie dają rady?

U nas grupy o charakterze mafijnym funkcjonowały przez zaledwie 14 lat. We Włoszech mafia jest od bardzo dawna, praktycznie od XIX wieku. Zakorzeniła się na dobre w społeczeństwie i niekiedy w strukturach państwa. U nas mimo takich prób to się nie udało. I być może dlatego Włosi robią najlepsze filmy o mafii.